Marnotrawienie żywności jest ogromnym problemem w skali świata – wg danych ONZ nawet jedna trzecia produkowanego jedzenia nie jest konsumowana (w przypadku owoców i warzyw to prawie połowa), co w skali roku oznacza około 1,3 miliarda ton, kosztując globalną ekonomię każdego roku prawie miliard dolarów.
Choć ludzkość produkuje wystaczającą ilość jedzenia, niemal 800 milionów ludzi głoduje lub jest niedożywionych – na ich wykarmienie wystarczyłoby przeznaczenie 1/4 niewykorzystanej żywności. Ale to nie jedyny problem wynikający z faktu marnotrawstwa. Równie istotne są skutki ekologiczne.
Historia foodsharingu
W zakresie przeciwdziałania marnotrawieniu jedzenia trudno jest doszukać się sensownych i skutecznych działań systemowych na poziomie krajów czy organizacji międzynarodowych, choć wiele z tych drugich zwraca uwagę na problem. Jak w wielu innych przypadkach, dużo większą rolę w nagłaśnianiu problemu i szukaniu rozwiązań odgrywają eko-aktywiści. W ten sposób narodziła się idea foodshare’ingu oraz związana z nimi koncepcja jadłodzielni (angielskie community fridge – społeczne lodówki).
Za pionierów tej działalności uznaje się Niemców – Valentina Thurna i Raphaela Fellmera. Pierwszy z nich, filmowiec z zawodu, poświęcił problemowi marnotrawienie żywności kilka filmów, m.in. głośny Taste the waste z 2010 r. Drugi zasłynął trwającym 5 lat “strajkiem pieniężnym”, w trakcie którego, żyjąc bez pieniędzy, wybrał się m.in. w podróż z Holandii do Meksyku, aby podnieść świadomość wad społeczeństwa konsumpcyjnego. Wspólnie od 2012 r. tworzyli ruch społeczny mający na celu ograniczenie marnowania pożywienia poprzez jego społeczną wymianę – foodsharing. Obecnie w Niemczech działa ponad 500 jadłodzielni, a w stworzonej przez nich sieci działa ponad 400 tys. osób, które dzielą się jedzeniem oraz ponad 100 tys. ratowniczek i ratowników jedzenia, działających wolontarystycznie osób, które ratują jedzenie m.in. ze sklepów. Przez pierwszych siedem lat udało im się uratować 21,5 tys ton żywności. Idea stopniowo opanowywała Europę i resztę świata (bardzo popularna jest np. w Libanie).
Problem marnotrawienia w Polsce
W Polsce problem marnotrawienia żywności jest olbrzymi. Rocznie to ok. 5 mln ton jedzenia, co oznacza, że statystycznie każdy z nas wyrzuca 130 kg. Dodatkowo aż za 60 procent żywności marnotrawionej odpowiadają gospodarstwa domowe – przyćmiewając pod tym względem przetwórstwo (15,6), produkcję rolniczą (15,5), zaskakująco daleko w tyle zostawiając handel (6,96) czy gastronomię (1,17). Istniejące formy zapobiegania marnotrawstwu, np. możliwość przekazywania żywności organizacjom pozarządowym i bankom żywności (ustawa z 2019 r. obejmującą sklepy i hurtownie o powierzchni powyżej 400 m2, znowelizowana w 2021, zmniejszając wymaganą powierzchnię do 250 m2), to kropla w morzu potrzeb – według danych NIK trafia do nich w skali roku 0,38 procent żywności marnowanej w Polsce (5,5 procenta żywności marnowanej w handlu).
Tymczasem w momencie rozkręcania się idei foodsharingu u naszych zachodnich sąsiadów, w Polsce zapadał głośny wyrok na piekarza z Legnicy, Waldemara Gronowskiego, który do bankructwa w 2006 r. oddawał potrzebującym niesprzedane pieczywo. W 2010 r. Został skazany m.in. na zapłacenie zaległego podatku VAT od darowizn na rzecz organizacji charytatywnych (w 2008 r. zniesiono ten obowiązek dla produktów spożywczych, utrzymując podatek VAT od darowizn innych towarów i usług).
Mimo że od tego czasu prawodawcy zaczęli życzliwiej patrzeć na zapobieganie marnotrawstwu, nadal nie jest to działanie ułatwione prawnie, o czym świadczyć może przypadek 31-letniej aktywistki, mieszkanki Białegostoku, która walczyła przed sądem o uchylenie 200 zł za “kradzież” ze śmietnika przy sklepie Biedronka kilkunastu bananów, pomidorów, marchewki, winogron, jogurtu i śmietany, wycenionych w sumie na 108,99 zł. Sprawa miała finał kilka dni temu. Sąd Rejonowy w Białymstoku uchylił w poniedziałek 28 listopada 2022 roku wystawiony przez policję mandat z uzasadnieniem, iż ”nie było wykroczenia i podstawy prawnej do ukarania”.
Powstanie polskich jadłodzielni
Niezależnie od tych przeciwności, także w Polsce zaczęła rozwijać się idea foodsharingu, a 9 maja 2016 r. powstała pierwsza jadłodzielnia – na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego stanęła społeczna lodówka i szafka. Za jej uruchomienie była odpowiedzialna działająca od jakiegoś czasu na Facebooku grupa aktywistów Foodsharing Warszawa. W sierpniu tego roku powstały dwie kolejne – w Toruniu i Krakowie.
Polskie jadłodzielnie powstają w większości z inicjatywy aktywistów i są przez nich obsługiwane. Od jakiegoś czasu w te działania włączyły się również samorządy. Z jednej strony, finansując uruchamianie punktów przez gminy i organizacje pozarządowe – organizowane przez władze wojewódzkie konkursy przewidują finansowanie na poziomie około 80 procent wartości przedsięwzięcia (25 tys zł).
Z drugiej strony, inicjując własne projekty foodsharingowe, np. projekt “Weź pomóż” we Wrocławiu, czy “Lodówka pełna dobra” – program realizowany od 2021 r. w Krakowie przy domach pomocy społecznej. Także firmy komercyjne starają się włączyć w działania foodsharingu. W ramach programu “Pomagamy w gotowaniu i niemarnowaniu”, Winiary wraz z fundacją CHOPS uruchomiły w 2021 r. pierwszą jadłodzielnię w Kaliszu (stąd pochodzi firma), kolejne stawiając m.in. w Elblągu i Stargardzie Szczecińskim. Z kolei firma Sii sfinansowała i wsparła działaniami wolontarystycznymi swoich pracowników uruchomienie 5 jadłodzielni na Śląsku.
Obecnie na terenie Warszawy działa 37 jadłodzielni, z czego 25 powstało z inicjatywy grupy Foodsharing Warszawa. W całej Polsce jest ich już ponad 100.
Oficjalnie, choć po cichu, ale czy legalnie?
Z zostawianej tam żywności korzystają zarówno potrzebujący, jak i osoby świadome ekologicznie. Wśród tych drugich sporo jest również osób dokładających jedzenie do społecznych lodówek, jednak większość pożywienia, które tam trafia, to zasługa ratowniczek i ratowników – wolontariuszy, którzy odbierają niewykorzystane produkty i potrawy od producentów i sprzedawców. Do akcji włącza się coraz więcej podmiotów, choć często robią to bez afiszowania się – są to zarówno bary i restauracje, piekarnie czy cukiernie, oraz sklepy spożywcze, zarówno niezależne, jak i sieciowe. W przykładowym miesiącu (luty 2019 r.), dzięki warszawskim ratownikom uratowano 4 tony jedzenia.
Jak zauważa przedstawiciel Głównego Inspektoratu Sanitarnego, w polskim prawie nie ma przepisów regulujących działalność jadłodzielni, co sprawia że są one poza jurysdykcją m.in. Sanepidu, jednak formalnie to darczyńcy odpowiadają cywilnie za ewentualne szkody, wywołane przez oddane przez nich jedzenie. Do tej pory, ani w Polsce, ani w Niemczech, nie zdarzyły się przypadki zatrucia.
Foodsharing – savoir vivre
Brak kontroli nie oznacza braku zasad, znanych foodharingowej społeczności i respektowanych przez nią. Podstawową jest to, żeby przynosić produkty, które sami moglibyśmy spożyć, a więc nie zepsute czy przeterminowane. Tu ważna uwaga – kategorycznie nie należy w jadłodzielniach zostawiać jedzenia po upływie terminu przydatności do spożycia (oznaczanej na opakowaniach jako “Należy spożyć do”), ale już produkty po upływie minimalnej daty trwałości (“Najlepiej spożyć przed”) można spokojnie umieścić w społecznej lodówce, jeśli oczywiście jedzenie nie wygląda na nienadające się do spożycia.
Kategoryczne zakazy dotyczą produktów, których spożycie po niewłaściwym przechowywaniu może wiązać się z różnymi chorobami, np. surowe jajka i produkty sporządza na ich podstawie (ze względu na salmonellę), czy surowe mięso. Ze względów prawnych nie wolno również zostawiać alkoholu. Najbardziej pożądane z kolei są produkty suche, o długim terminie ważności (ryż, kasza, mąka,). Popularnością – zwłaszcza w okresach świątecznych – cieszą się też potrawy własnej roboty, jednak tu koniecznie powinniśmy dołączyć do opakowania datę przygotowania oraz listę składników, na bazie których potrawa została przygotowana (dla alergików).
Przyszłość foodsharingu
Pandemia nieco przyhamowała rozwój sieci jadłodzielni w Polsce, ale po okresie zaostrzeń i izolacji, ruch wrócił ze zdwojoną siłą. Jak donoszą media, obecnie sytuacja znowu nie jest najlepsza, ze względu na kryzys ekonomiczny lodówki nie są tak zapełnione jak wcześniej, a potrzebujących przybywa.
Jaka przyszłość czeka jadłodzielnie? Pewne jest, że ekologicznie i ekonomicznie ich działanie jest w pełni uzasadnione. Jednak bez zmian prawnych oraz większego zaangażowania władz lokalnych i państwowych trudno będzie osiągnąć skalę, która pozwoli na znaczące zmniejszenie ilości marnowanego jedzenia. Na pewno warto wspierać te działania, bo mogą one szybko przełożyć się na lepsze zaspokojenie potrzeb potrzebujących oraz na ograniczenie strat środowiskowych, wywoływanych przez wyrzucane pożywienie.